(R)ewolucja

Rewolucja – nie znam w języku polskim równie pięknego słowa, jednocześnie niosącego tak wiele negatywnych emocji. Nie uważam się za radykalnego konserwatystę, zdecydowanie bliższe mi są idee pozytywizmu aniżeli romantyczna walka z góry skazana na porażkę. Nie uważam, że każda zmiana niesie za sobą lepsze czasy, ale transformacje i metamorfozy to nieodzowna część ludzkiego życia. Ważne tylko, aby zmian dokonywać w odpowiednim czasie i w odpowiedni, przemyślany sposób. Jeżeli popatrzeć na to zagadnienie przez pryzmat Jagiellonii – czas na zmiany właśnie nadszedł, potrzeba tylko dobrego pomysłu i kogoś, kto będzie w stanie je przeprowadzić, nie doprowadzając jednocześnie do stanu gorszego niż mamy.

Są w klubie prezes, zarząd, rada nadzorcza, właściciele. Jagiellonia to prywatne przedsiębiorstwo, które na dzień dzisiejszy notuje bessę. W każdej firmie są lepsze i gorsze dni, ale dzięki właściwym ludziom na odpowiednich miejscach udaje się przetrzymać złe dni i przezwyciężyć w końcu kryzys. Wystarczy przyjrzeć się pracy tychże ludzi, poddać ocenie i wyciągnąć konsekwencje. Nie mówię tylko o piłkarzach i trenerze, ale o całej ekipie – od prezesa czy dyrektorów marketingu do osoby odpowiedzialnej za utrzymanie czystości w szatni. Każdy, na koniec roku, powinien mieć wystawioną cenzurkę. Jagiellonia jest jak mechanizm w zegarku – zepsuty najmniejszy trybik niweczy wysiłek i trud całej reszty. Inna sprawa, że zegarek się nakręca, nie stroi.

Ale błagam, nic na siłę. Nie wrzucajmy wszystkich zawodników do tego samego wora z etykietką „darmozjady”. Jest w Jagiellonii co najmniej kilkunastu wartościowych zawodników. Kilku z nich może jeszcze nie osiągnęło apogeum swoich możliwości i mają szansę rozwinąć skrzydła. Przecież ta sama drużyna, w zeszłym roku osiągnęła najlepszy wynik w historii ekstraklasowych rozgrywek. Coś jest na rzeczy ale przecież kiedy zepsuje się telewizor, nie lecimy od razu do sklepu by kupić nowy. Najpierw wzywamy fachowca, który wie jak odnaleźć i wymienić przepalony bezpiecznik.

Mówienie o przeprowadzeniu zimą radykalnej rewolucji kadrowej przywołuje mi w pamięci lato 2001 roku i jego późniejsze konsekwencje. Oto Jagiellonia, po pięciu latach przerwy, powraca na zaplecze ekstraklasy. Uzyskuje awans, pomimo, że drużyna trenera Gaszyńskiego nie była stawiana w gronie faworytów, zaledwie rok wcześniej występowała bowiem w IV lidze – a potem nie została w jakiś szczególny sposób wzmocniona. Była to „paczka” chłopaków z Białegostoku, znających i rozumiejących się na wylot, z „Jotką” nie tylko na koszulce (choć wówczas na trykotach widniało raczej logo Wersalu Podlaskiego) ale i w sercu. Zawodnicy daliby się za siebie pokroić. Krzysztof Maciejczuk podczas jednego z meczów stracił w pojedynku główkowym dwie górne jedynki i zalał się krwią ale przez myśl mu nawet nie przeszło, że zejdzie z boiska. Grał do końca.

Dzieci Rewolucji - kandydaci do gry w Jagiellonii latem 2000
Dzieci Rewolucji – kandydaci do gry w Jagiellonii latem 2000


Awans, feta i ogromna radość z promocji zamieszały w głowach kibiców, rozbudzając ich ambicje i nadzieje. Zamieszały w głowach prezesów, którzy doszli do wniosku, że Gaszyńskiemu trzeba podziękować. Zatrudniono trenera z tzw. „nazwiskiem” – Wojciecha Łazarka a ten jeszcze przed przeprowadzeniem pierwszego treningu, grubą kreską skreślił nazwiska piłkarzy do tego czasu stanowiących o sile i charakterze Jagiellonii. „Rzuconych na ziemę petów się nie podnosi” – zwykł mawiać, kiedy już w trakcie tego słabego jak angielskie piwo sezonu, toczyły się rozmowy o powrocie do drużyny Jacka Markiewicza.

 Wojciech Łazarek testował także graczy z Afryki
Wojciech Łazarek testował także graczy z Afryki

Rewolucji kadrowej dokonano po intensywnej przerwie letniej, kiedy do Białegostoku ciągneli zewsząd kandydaci do gry w białostockiej drużynie. Lekką ręką pozbywano się, lub zsyłano do rezerw wychowanków i piłkarzy związanych z regionem, zatrudniając masę przeciętnych grajków. Z kadry ubyło 13 zawodników, w tym np. Marcin Danielewicz, Jacek Markiewicz, Robert Speichler czy Marcin Manelski. Łącznie, w przerwie letniej, zatrudniono w sumie aż 14 nowych zawodników. Niech o ich klasie stanowi fakt, że w trakcie sezonu do Jagiellonii przyszło kolejnych 13 – w tym kilku, których Łazarek wcześniej oddelegował. Wszyscy pamiętamy, jakie były efekty owej rewolucji – beznadzieja i wstyd w rundzie jesiennej pokazały, że co nagle to po diable. Zniweczono wysiłek poprzedników, wpędzono klub w tarapaty finansowe a wyników po prostu nie było. Dodatkowo przez mnogość nowych twarzy w szatni dochodziło do olbrzymiej niekonsekwencji w decyzjach trenera, nie przypominam sobie abyśmy jesienią 2001 roku, dwukrotnie wyszli na mecz w podobnym składzie czy ustawieniu. Rewolucyjna czkawka odbijała się do końca rundy. Wiosną – po solidnym okresie przygotowawczym przeprowadzonym m.in. we Włoszech, dokonaniu kilku kolejnych transferów, żółto – czerwoni przentowali się znacznie lepiej, niestety nie na tyle by uratować II ligę. Głównie z powodu „zaległości” z jesieni. Potem był spadek do III ligi, odwołanie z posady trenera i kolejna czystka listy płac.

Trzeba oczywiście „Baryle” oddać to, że ściągnął do Białegostoku kilku niezłych zawodników, którzy zostali tu na dłużej jak np. Dariusz Łatka, Przemysław Kulig czy Dzidosław Żuberek. Jakkolwiek ocena trenera i jego sposobu budowania kadry zależy od wyników, jakie osiągnął. A tych po prostu nie było, w przeciwieństwie do drużyny Witolda Mroziewskiego rok później i powrocie piłkarzy przez Łazarka skreślonych (jak chociażby Speichler, Tupalski, Danielewicz)  kiedy Jagiellonia ponownie awansowała do II ligi, bez problemu się w niej utrzymując.

Wyciągnijmy nauczkę z tej lekcji.

RelatedPost

0 Comments Join the Conversation →


Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *