Małe mecze w Wielkim Tygodniu

Tradycja rozgrywania spotkań ligowych drugiego dnia świąt Bożego Narodzenia, jak ma to miejsce np. w Wielkiej Brytanii – gdzie Boxing Day Game jest równie ważny jak świąteczna pieczeń z indyka z żurawinami, w kraju nad Wisłą wydaje się jeszcze bardziej niedorzeczna niż obecne w każdej angielskiej łazience dwa krany, osobno na ciepłą i zimną wodę. Kto próbował umyć takim wynalazkiem ręce, wie o czym mówię.

Ale futbol w czasie Paschy? Czemu nie! Wielki mecz Wielką Sobotę czy Piątek, odkąd tylko sięga moja kibicowska pamięć, zawsze był dobrym pretekstem aby w ferworze przedświątecznych przygotowań – po wytrzepaniu dywanów, umyciu okien i nafaszerowaniu miliona ugotowanych na twardo jajek, móc wyrwać się z domu choć na dwie godzinki i poczuć atmosferę (nie tylko) piłkarskiego święta. Nic dziwnego, że kilka z rozegranych w Wielkim Tygodniu spotkań na dobre utkwiło w pamięci, dzisiejsza „pocztówka z przeszłości” będzie więc nieco inna niż poprzednie. W sam raz do przeczytania w drodze na święcenie pokarmów. Rzecz jasna na stadionie.

Do stołu w dobrym nastroju

Mniej więcej tak brzmiał nagłówek artykułu poświęconego meczowi Jagiellonii z Mks-em Szczytno, rozegranego 2 kwietnia 1999 roku, na dwa dni przed wielkanocną niedzielą, opatrzonego zdjęciem ówczesnego kapitana Jagiellonii – Ryszarda Ostrowskiego. Wszystko się wtedy zaczęło, był to bowiem pierwszy gazetowy wycinek poświęcony żółto-czerwonym jaki wkleiłem do osadzonego w grube okładki zeszytu A4. Trafiały tam relacje z meczów, doniesienia o transferach, fuzjach, genialne felietony Sławomira Wojtulewskiego czy kolejne „Skarby kibica”. Piszę „mniej więcej”, bo pieczołowicie prowadzona kronika zaginęła kilka lat temu podczas przeprowadzki i choć wciąż próbuję, nie udało mi się jej jeszcze odtworzyć.

Nie chcę tu wpychać na siłę mistycznej symboliki, ale i termin rozegrania meczu, i tytuł artykułu, i okoliczności w jakich znalazła się wtedy Jagiellonia niejako wpisywały się w świąteczną narrację. Klub upadał pod ciężarem własnego krzyża wystarczająco wiele razy aby wyzionąć już ducha i nigdy się nie podnieść, ale dzięki parafowanej już umowie o fuzji z Wersalem Podlaskim niejako narodził się na nowo, dał ostatniej garstce kibiców nadzieję na lepsze dni.

Dariusz Petruk, Jagiellonia Białystok sezon 1998/99Dariusz Petruk

02.04.1999, Jagiellonia – Mks Szczytno 2:1 (ówczesna IV liga)
bramki dla Jagi: Petruk (dwie)
widzów: ok 300
Jagiellonia: Sacharczuk – Wiśniewski, Struczewski (87 min. Juzwa), Ostaszewski, Michaluk, Grabowski, Tomar, Wawrzeniuk (81 min. Lubczyński), Ostrowski, Pawluczuk (19 min. Kisielewski), Petruk

Koszyczek

Dwa lata później jagiellończycy walczyli już o awans do II ligi. 13 kwietnia 2001, w Wielki Piątek gościliśmy ekipę Jezioraka Iława, a dzień przed meczem miał miejsce następujący dialog:

– Mecz w Wielki Piątek. A może by tak zrobić jakiś konkurs dla kibiców? 
– Można, więcej by ich przyszło.
– Tak, ale skąd wziąć nagrody?
– A Jacenty załatwi!

Henryk Pasierski i Eugeniusz Bajko, bo rozprawa odbyła się między wiceprezesem i kierownikiem stadionu, szybko udali się do siedziby firmy, której logo nosili wówczas na koszulkach piłkarze Jagiellonii. „Większość wędlin ma termin przydatności, do tego po świętach obroty maleją, bo ludzie mają odruch wymiotny na widok jedzenia. No to ufundowaliśmy cztery duże reklamówki świątecznych wędlin” – wspominał po latach jej właściciel, od lat sympatyk białostockiej jedenastki. Panowie podziękowali i kurtuazyjnie zaprosili dobrodzieja na mecz zostawiając kilka biletów.

Podczas przerwy miało miejsce losowanie a spiker przeczytał numery zwycięskich wejściówek. Po trybunach rozszedł się cichy jęk zawodu, nikomu bowiem nie udało się trafić szczęśliwej serii. Ale jeden facet siedzący na trybunach w otoczeniu działaczy Jagiellonii wyjął z kieszeni cztery bilety i okazało się, że wszystkie są wygrane. „Masz” – zwrócił się do siedzącego obok, znanego mu tylko z widzenia kibica – „będziesz miał wędliny na święta„. Wtajemniczeni w proces losowania nagród włodarze klubu zrywali boki ze śmiechu, a obdarowany nie był pewny czy ktoś aby nie robi sobie żartów. W końcu odebrał nagrodę i nawet zaproponował jej sprawiedliwy podział. Mężczyzną z biletami był nie kto inny, tylko właściciel firmy Franko – Jacek Kowalewicz.

Sławomir Głębocki, Jagiellonia Białystok sezon 2000/01Sławomir Głębocki w koszulce z reklamą Franko

Sam mecz wygraliśmy 3:0 a wyróżniający się zespole Jezioraka Przemysław Kulig niebawem trafił do Jagiellonii.

13.04.2001, Jagiellonia – Jeziorak Iława 3:0 (ówczesna III liga)
bramki: Ostrowski, Z.Szugzda, Grabowski
widzów: 2000
Jagiellonia: Dymek – Bańkowski, Jurczak, Łągiewka, Zalewski, Manelski, Markiewicz, Ostrowski, Wojnowski (71 min. Grabowski), Głębocki, Z.Szugzda.

Jubileuszowy gol

Wiosna 2002 roku upływała na zażartej walce podopiecznych trenera Łazarka o utrzymanie w II lidze. I o ile na wyjazdach szło raczej kiepsko, to na stadionie w Białymstoku udawało się jakimś cudem wyciułać czasem i pełną pulę punktów. W Wielki Piątek graliśmy w Białymstoku z Ceramiką Opoczno, mającą na koncie aż pięć zwycięstw odniesionych w sześciu wiosennych kolejkach. Wygrzebujący się ze strefy spadkowej białostoczanie jakimś „cudem” wznieśli się na wyżyny swych umiejętności i zagrali jeden z lepszych meczów w sezonie. Bramkę na wagę trzech punktów strzelił z rzutu wolnego popularny i lubiany przez białostockich kibiców „Dzidek„. Był to pięćsetny gol jagiellończyków w rozgrywkach II ligi. Nagród dla jubileuszowego strzelca, ani tym bardziej dla kibiców nie przewidziano. Zamiast wędlin, do reklamówek pakowano szeleszczące prezenty dla sędziów.

29.03.2002, Jagiellonia – Ceramika Opoczno 1:0 (ówczesna II liga)
bramka: Dzidosław Żuberek (7 min.)
widzów: 3000
Jagiellonia: Dymek – Kulig, Rzeczycki, Łągiewka, Bańkowski (46′ Biedrzycki) – Łatka, Danielewicz, Czykier (55′ Grad), Kubsik – Żuberek (68′ Zalewski), Kobeszko.

Rekordowo

Zgoła odmienne nastroje towarzyszyły białostockim piłkarzom i kibicom w Wielką Sobotę A.D. 2004. Znów grająca o utrzymanie, ale już z dużo lepszym skutkiem Jagiellonia, gościła tego dnia drużynę Piasta Gliwice. I choć żółto-czerwoni atakowali od pierwszych minut, to goście objęli prowadzenie pod koniec pierwszego kwadransa. Szczęśliwie w drugiej połowie udało się odrobić straty za sprawą perfekcyjnie wykonanej przez Dariusza Łatkę jedenastki, a po dośrodkowaniu Jacka Chańki, główce Wotka Kobeszki i dobiciu zmierzającej do bramki piłki przez Przemysława Kuliga dopisać do konta trzy punkty.

Co warto przypomnieć, padł tego dnia rekord frekwencji na sektorze kibiców gości. Mecz oglądała z klatki jedna osoba, po meczu przyjęta przez miejscowych w iście świątecznej atmosferze Jaga Pubu.

10.04.2004, Jagiellonia – Piast Gliwice 2:1 (ówczesna II liga)
bramki: Łatka (50 min. karny), Kulig (70 min.) dla Jagi; Chyła (14 min.) dla Piasta
widzów: 5000
Jagiellonia: Załuska – Kulig, Kośmicki, Zalewski, Warakomski (46 min. Danielewicz), Dzienis (72 min. Strzeliński), Łatka, Chańko, Żuberek (46 min. Speichler),  Reginis, Kobedzko.

03-04 jagiellonia - piast (kibic)

Sobotni pojedynek z Piastem nie był tamtej wiosny jedynym wielkanocnym meczem Jagiellonii. Już  na poświąteczny wtorek zaplanowano bowiem pierwszy leg 1/2 finału Pucharu Polski w ramach którego mieliśmy okazję skrzyżowania rękawic z jedenastką Legii Warszawa.

Lany poniedziałek, zalany wtorek

Najbliższy mecz Jagiellonia rozegra za trzy dni, w śmigus-dyngus spróbujemy zdobyć Lubin. Dotychczasowe wyniki i forma Jagiellonii jasno wskazują, że to Zagłębie wcieli się w postać odzianej w odświętny ludowy strój, urodziwej dziewoi z rudymi (miedziowymi) warkoczami, a Jagiellończykom przypadnie rola równie dorodnego kawalera  dzierżącego w rękach kubeł pełen zimnej wody.

Ale jeżeli wspominamy już pucharową potyczkę z Legią na stadionie Hetmana w 2004 roku, przyznać trzeba, że zimny prysznic spadł na głowy białostoczan. Najpierw w przenośni – gładkie 0:2 na boisku, a potem dosłownie –  wprost z policyjnej polewaczki na trybunach.

Mecz i jego kulisy były w Białymstoku wielkim wydarzeniem i z pewnością niebawem tu do niego wrócimy w oddzielnej notce.

Dzisiejszym wpisem chciałbym też złożyć wszystkim serdeczne życzenia świąteczne. Wesołego Alleluja.

foto w nagłówku: Michał Kardasz/jagiellonia.net

RelatedPost

1 Comment Join the Conversation →


  1. macJek

    Najlepiej pamiętam wielkanocny mecz z Wisłą – remis 2:2. Pierwszy raz odwiedzałem rodzinę w Krakowie i poszliśmy z ojcem na stadion. Jako jedyni na trybunie mieliśmy szaliki i czapki Jagi i mimo, że po zgodzie pozostała już tylko historia, to nikt nam tego nie dał odczuć, kilka gadżetów w prezencie nawet dostaliśmy.

    A z wcześniejszych czasów mecz z jakimiś rezerwami – Legii albo Polonii w sobotę, chyba 2003 rok. Była super pogoda, a na mecz zabrałem po raz pierwszy swoją dziewczynę. Dziś jest moją żoną i chodzimy na sektor rodzinny razem z dwójką dzieci.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *