Jacek M – część druga

Powracające jak zły sen wątki transferowe, związane z nimi przekręty i zatajone kwoty odstępnego czy nieudolność białostockich działaczy to jedna z domen Jagiellonii Białystok lat dziewięćdziesiątych. Wyzbywanie się najlepszych zawodników w imię własnego interesu, pazerność i zero troski o dobro klubu, który to przez takie postępowanie o mały włos nie zniknął z futbolowej mapy Polski. Pisałem już raz (pewnie nie ostatni) o zakulisowych wydarzeniach towarzyszących transferowi Marka Citko do Widzewa, udało się też wygrzebać coś na temat zaginionych dolarów za sprzedaż Tomasza Frankowskiego i zamieścić w tekście poświęconym Waldemarowi Dąbrowskiemu. Dziś pozwolę sobie zacytować obszerny artykuł pióra Dariusza Łuszczyny, który ukazał się na łamach tygodnika Piłka Nożna jesienią 2002 r. i tym samym zamknąć temat charyzmatycznego kapitania Jagiellonii, który rozpocząłem w poprzedniej notce. Historia związana z przejściem Jacka Markiewicza do RKS-u Radomsko udowodniła, że nawet po efektownej eksmisji, duch Waldemara Dąbrowskiego długo jeszcze snuł się po klubowych gabinetach. Ciekawe czy wciąż zdarza mu się tam zapuszczać…

Problem tego piłkarza od roku absorbuje działaczy dwóch klubów, Komisji PZPN do spraw wyceny zawodników i Wydziału Gier oraz Wydziału Dyscypliny. A wkrótce ów szczególny przypadek ma trafić na wokandę Najwyższej Komisji Odwoławczej PZPN. Szopuł w tym, że zainteresowane strony wciąż usiłują ustalić – czyim faktycznie zawodnikiem jest 26-letni wychowanek Jagiellonii Białystok – JACEK MARKIEWICZ. Od roku nie gra on w żadnym klubie, ale ba brak transferowych ofert nie narzeka!

Jacek Markiewicz w barwach Jagiellonii Białystok

O tym, że Jagiellonia znakomicie pracuje z młodzieżą, wiadomo od dawna. Lista wychowanków białostockiego klubu, którzy trafili do zespołów ekstraklasy, a nawet do pierwszej reprezentacji Polski, jest obszerna. Nic zatem dziwnego, że rozmaici szperacze regularnie przyglądają się uzdolnionym wychowankom Jagi. Nazwiso jej środkowego pomocnika – Jacka Markiewicza, już przed czterema laty trafiło do notesów Wisły Kraków czy Petrochemii Płock. Dwa i pół roku temu Markiewicza w Legii Warszawa testował Franciszek Smuda ale wtedy na przeszkodzie w dokonaniu transferu stanęła zbyt wysoka cena, podyktowana przez włodarzy Jagiellonii.

Przepychanki

Zniecierpliwiony niedoszłym podbojem ekstraklasy piłkarz, nie spieszył się z przedłużaniem umowy ze swym macierzystym klubem. Ostatni kontrakt, jaki zawarł z Jagiellonią, wygasał 30 czerwca zeszłego koku. Jednak w myśl przepisów PZPN, wtedy polsich zawodników jeszcze nie obejmowały nowe regulacje transferowe FIFA. Innymi Słowy – przed wygaśnięciem umowy piłkarza z polkim klubem nie oznaczało, że może on odejść do dowolnie przez siebie wybranej drużyny bez finansowej rekompensaty, przekazanej z nowego do poprzedniego klubu transferowanego gracza. A Markiewicz w czerwcu zeszłego roku otrzymał konkretną propozycję gry w ekstraklasie, w zespole Radomskiego Ks. Nie wahał się ani przez chwilę, 1lipca 2001 r podpisal z RKS tzyletni kontrakt (do 30 czerwca 2004). Problem polegal na tym, że szefowie Jagiellonii zażądali od radomszczan sumy odstępnego w wysokości aż 800 tysięcy zł. Szef RKS, Tadeusz Dąbrowski, na taki wydatek nie był przygotowany. Jednak, zgodnie z obowiązującymi przepisami, Markiewicz mógł przez trzy miesiące grać w nowych barwach, oczekując na arbitraż (odnośnie wysokości ekwiwalentu dla Jagiellonii) ze strony PZPN.
Prezes Dąbrowski rzecz jasna złożył stosowny wniosek do Komisji PZPN do spraw Wyceny Zawodników i czekał. Natomiast Markiewicz wystąpił w RKS Radomsko już w meczu ligowym inaugurującym sezon 2001/02. Grał kilka minut. Później jego nazwisko pojawiło się w składzie ówczesnego beniaminka jeszcze przy okazji dwóch spotkań Pucharu Ligi i jednego Ekstraklasy (także kilka minut). W Radomsku liczyli, że najwyżej kilkunastominutowe epizody ligowe Markiewicza wpłyną na wysokość jego wyceny, dokonanej przez stosowną komisję PZPN.
Tymczasem komisja ta 16 października 2001 wydała orzeczenie zobowiązujące RKS Radomsko do przelania na konto Jagiellonii 470 tysięcy złotych tytułem ekwiwalentu za transfer błyskotliwego pomocnika. Prezes Dąbrowski orzekł jednak, że i ta suma jest zbyt wysoka, więc on nie ma zamiaru jej płacić!
5 listopada 2001 Jacek Markiewicz (uwaga!) sam napisał podanie do prezesa RKS, uprzejmie prosząc o rozwiązanie trzyletniego kontraktu, zawartego 1 lipca 2001. Prośba została uwzględniona i dopiero wtedy sprawa nabrała kolorytu…

Kontra Jagiellonii

Skoro Dąbrowski nie chciał respektować orzeczenia KomisjiPZPN odnośnie uiszczenia owych 470 tysięcy złotych na rzecz Jagiellonii, to Markiewicz oczywiście nie mógł zostać zawodnikiem Radomska. To jednak wcale nie oznacza, że wrócił do macierzystego klubu. Przeciwnie! Podobno „rozpłynął się” jak kamfora, ale… nie uprzedzajmy.
Członkowie arbitrażowej komisji PZPN doszli do wniosku, że skoro Markiewicz przez trzy miesiące był zawodnikiem RKS Radomsko, to Jagiellonii należy się rekompensata w wysokości… jednej czwartej orzeczonych 470 tysięcy. Słowo ciałem się stało. 7 stycznia tego roku RKS na konto Jagiellonii przelał 117,5 tysiąca złotych.
– Skoro Markiewicz nie został zawodnikiem Radomska, to – zgodnie z sugestią Komisji PZPN do spraw Wyceny – powinien być nadal naszym piłkarzem – mówi prezes zarządu SSA Jagiellonia – Wersal Podlaski, Mirosław Mojsiuszko. – Pod koniec grudnia na adres Jacka wysłaliśmy pismo, informujące go, by stawił się na pierwszym treningu styczniowym. Niestety, pozostało ono bez odzewu. Markiewicz także w lutym i marcu nie zamierzał podejmować z nami oficjalnych rozmów. W umowie między Jagiellonią a zawodnikiem, która w prawdzie wygasła 30 czerwca, zawarty był aneks, przedłużający ten kontrakt do 4 sierpnia 2001 roku. A Jacek już 1 lipca podpisał umowę z RKS Radomsko, więc złamał transferowe przepisy! Na dodatek ciągle był prowadzony za rękę przez radomszczańskich działaczy, którzy przekonali go, że wkrótce będzie mógł już bez przeszkód zostać ich zawodnikiem. W kwietniu do Wydziału Dyscypliny PZPN przesłaliśmy wniosek o ukaranie zawodnika dwuletnią dyskwalifikacją. To był jedyny sposób zwrócenia uwagi na próbę wykiwania naszego klubu!

Interes zawodnika

Wydział Dyscypliny PZPN sprawę Markiewicza rozpatrywał przed kilkoma tygodniami. Przewodniczący WD, Wiesław Maciak, zwrócił się do Wydziału Gier PZPN o opinię na temat autentyczności owego aneksu, rzekomo przedłużającego kontrakt z Jagiellonią do sierpnia 2001 roku.
– Okazałło się, że aneks ten – a w rzeczywistości oddzielna umowa – nie był zdeponowany z PZPN, a mieli go jedynie działacze Jagiellonii – wyjaśnia Maciak. – Na dodatek na tym dokumencie nie było podpisu głównego zainteresowanego! W takiej sytuacji uznaliśmy, że umowa Markiewicza z Jagiellonią faktycznie wygasła 30 czerwca 2001 roku i po tym terminie białostocki klub nie ma tak zwanego władztwa nad zawodnikiem, a co za tym idzie – nie może wnioskować o objęcie swojego byłego piłkarza jakąkolwiek karą.
Działacze Jagiellonii ostatnio interweniowali w drugiej instancji, czyli Najwyższej Komisji Odwoławczej PZPN. Wkrótce NKO ma ustalić, czy jacek Markiewicz jest piłkarzem białostockiego klubu, czy też od 1 lipca zeszłego roku umowa z Jagiellonią już go nie obowiązuje, więc dzisiaj ma status tzw. wolnego zawodnika. A co na to sprawca całegfo zamieszania?
– Kiedy do trenera Wojciecha Łazarka zwróciłem się z propozycją powrotu do Jagiellonii, ten odparł, że zgaszonych petów się nie podnosi – mówi Jacek Markiewicz. – Na dodatek klub, którego jestem wychowankiem, po prostu z braku pieniędzy nie mógł zawrzeć ze mną nowej umowy. A opowieści o aneksie, to już chwyt poniżej pasa. Tego dokumentu nawet nie widziałem! Od stycznia trenuje indywidualnie, ale nie w Jagiellonii. Mam propozycje z kilku klubów, w tym z RKS Radomsko. A jestem przecież wolnym zawodnikiem….

Jacek Markiewicz w barwach Jagiellonii Białystok w Ekstraklasie

Ostatecznie blond włosy pomocnik wylądował w Radomsku. Markiewicz zadebiutował w ekstraklasie, ale bardzo szybko, bo po rozegraniu zaledwie dwóch spotkań, przyszło mu się z ligą pożegnać. Rks nie uniknął degradacji i  kolejny sezon przyszło spędzać na rywalizacji z zespołami drugiej ligi – jak się okazało również z Jagiellonią. Kibice białostockiej drużyny śledzący sprawę Markiewicza podzielili się na dwa obozy. Jedni rozumiejąc sytuację sportową i organizacyjną klubu życzyli piłkarzowi jak najlepiej i trzymali kciuki za jego powodzenie na boiskach wyższej ligi, inni właśnie w nim widzieli winowajcę za patową sytuację w której i kadra i klubowa kasa nie ma z piłkarza pożytku. Na szczęście afera ucichła szybciej niż się rozpętała z początkiem sezonu 2004/05 Jacek Markiewicz powrócił do Jagiellonii i z miejsca stał się znów jej wiodącym zawodnikiem. Jako kapitan walnie przyczynił się do powrotu żółto-czerwonych do ekstraklasy w 2007 roku.

Zespół pod wodzą Artura Płatka zaczął nieźle, jak na beniaminka oczywiście – płacąc co prawda frycowe w meczach z Dyskobolią czy Zagłębiem Sosnowiec, ale dla równowagi pokonując poznańskiego Lecha 4:2 czy odprawiając z kwitkiem obie łódzkie drużyny. Niestety wiosną Jagiellonia zawiodła na całej linii, przegrywając jedenaście meczów. Haniebnego rekordu z sezonu 1992/93 (czternaście przegranych) pobić się nie dało, bo tym razem liga liczyła na szczęście mniej drużyn. Czystki zarządzone przez nowego trenera wywróciły kadrę żółto-czerwonych na lewą stronę, wielu piłkarzom przyszło szukać nowych pracodawców. Jacek Markiewicz trafił do Korony Kielce i po roku spędzonym w II lidze zaliczył kolejny awans do ekstraklasy, gdzie z powodzeniem występował jeszcze przez dwa lata.

RelatedPost

3 Comments Join the Conversation →


  1. Sofa

    El Capitano 🙂 Nawet Rysiek mu oddał opaskę i podejrzewam że to samo zrobiłby i Franek. Ciekawe jakim jest trenerem bo z posłuchem u małolatów napewno nie ma problemu

  2. Dorian

    „Wyzbywanie się najlepszych zawodników w imię własnego interesu, pazerność i zero troski o dobro klubu” – Czy teraz jest tak bardzo inaczej? Polemizowałbym

  3. jurowiecka21

    Nie mówię, że między poczynaniami Sułtana a obecną polityką transferową klubu nie znajdzie się żadnych analogii, ale tak po prostu obu sytuacji do jednego wora z napisem „przekręt” chyba jednak wrzucić się nie da. Jak tłumaczył R.Ochódzki – nie mieszajmy myślowo dwóch różnych systemów walutowych 😉

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *