Jego murawa

Gdy w latach osiemdziesiątych ubiegłego stulecia krocząca ku ekstraklasie Jagiellonia witała w Białymstoku coraz lepsze piłkarskie jedenastki, przyjezdni piłkarze przekraczali miejskie rogatki będąc pewni trzech rzeczy. Zaciętego meczu z charakterną i świadomą swych umiejętności drużyną gospodarzy, trybun wypełnionych do ostatniego miejsca przez fanatycznych, zagrzewających swych piłkarzy do boju zwykle nie przebierając przy tym w środkach kibiców, oraz równej i gładkiej niczym bilardowy stół zielonej murawy, na widok której aż chciało się grać w piłkę. I o ile wszyscy pamiętamy o zasługach trenera Wójcika i jego piłkarzy oraz lubimy wspominać kibicowskie dzieje z czasów „Wielkiej Jagi”, to często zapominamy, że piękna murawa z której słynie nasz stadion i w obecnych czasach, ma długą tradycję.

Dzisiejsze sadzenie (czy lepiej rozwijanie) nowej trawy na Stadionie Miejskim jest dobrą okazją aby przypomnieć historię pewnego niesłychanie sympatycznego pana, swego czasu bardzo w naszym mieście cenionego i to z kilku powodów. Białostoczanki znały go jako wziętego krawca i uwielbiały za zachodni, nowoczesny szyk przemycany przezeń do lokalnych fasonów wprost z dalekiej Italii. Białostoccy mężczyźni, pałający do swych kobiet miłością równie wielką co do Jagiellonii, oprócz propagowania mody na spódniczki „mini”, szanowali go za stworzenie wiernej kopii (zgadzały się nawet wymiary) boiska ze słynnego stadionu Juventusu.

Basso Caruso, przez kibiców zwany częściej „Dziadkiem” lub ze względu na narodowość „Włochem”, trafił do Białegostoku wraz z wojenną zawieruchą. Osadzony w niemieckim obozie jenieckim szybko odnalazł wspólny język z Polakami jeszcze na dobre zanim nauczył się naszej mowy. Powojenna władza najpierw nie pozwoliła mu wrócić do domu, postanowił więc otworzyć w Białymstoku zakład krawiecki. Później oskarżyła o szpiegostwo i osadziła w więzieniu z którego wyszedł dopiero w 1952 roku. Wraz z wolnością szybko odzyskał utraconą renomę i popularność, skradł nawet serce pewnej pięknej białostoczance.

Wraz z przetasowaniami w partyjnej wierchuszce zmienił się stosunek do przebywających w Polsce obcokrajowców. Carusso mógł już wrócić do Włoch, z kolei żona i dziecko nie miały szans na otrzymanie paszportów.

„Strasznie się wtedy zdenerwowałem i wykrzykując głośny zwymyślałem ich – wspominał po latach – Skutek był taki, że znów mnie aresztowali, ale na krótko. Przyszedł potem milicjant w stopniu kapitana, grzecznie ze mną rozmawiał i tłumaczył, że muszę albo sam wyjechać, zostawiając rodzinę, albo przyjąć polskie obywatelstwo. Pojechałem po radę do włoskiej ambasady w Warszawie. Powiedzieli mi tak: jesteś Włochem i pozostaniesz nim, nie możesz splamić honoru, nie możesz zostawić żony i dzieci. Mieli rację. Nie mogłem wyjechać bez rodziny.”

Ze stadionem Gwardii związany był od samych jego początków po wczesne lata dziewięćdziesiąte. Doglądał boisk, przeprowadzał drobne naprawy na trybunach, dbał o basen. Własnoręcznie wykonał pierwsze bramki do piłki nożnej. Milicyjny klub wysłał go nawet na staż do Juventusu, gdzie przez kilka tygodni podpatrywał tamtejszych greenkeeperów i po powrocie wykorzystywał ich doświadczenia w Białymstoku. Dziś wymiana murawy zajmuje kilka tygodni i operację taką, czego jesteśmy aktualnie świadkami na Stadionie Miejskim, można przeprowadzić w przerwie między sezonami. Kiedyś proces był nieco bardziej czasochłonny, „Dziadkowi” zajęło to aż trzy lata, przy czym murawa była oczywiście cały czas wykorzystywana przez piłkarzy, do tego dużo intensywniej niż ma to miejsce obecnie.

Stadion Gwardii Białystok, Jagiellonia - Widzew 1:1 1987

„Wychodziłem codziennie patrzeć jak trawa rośnie. To była moja pasja. Nie ważne było ile trzeba pracować. Ważne, by to lubić i koncentrować na tym siły. Wtedy wyjdzie. Musi wyjść. Nawet bez pieniędzy… Potem gdy wyrosła, nożykiem wydłubywało się chwasty, by nie zadusiły trawy. Mojej trawy. Najprzyjemniejszą czynnością było robienie pasów, tak by stadion dorównywał światowym boiskom. O świcie jest ku temu najlepsza pora. Na trawie układają się kropelki rosy, a źdźbła wypuszczają wtedy mleko. Przejeżdża się po trawie walcem wzdłuż linii końcowej a specjalna szczotka kładzie trawę. Wracając układa je w inną stronę. Trwa to trzy godziny z przerwą na papierosa. „

Oprócz obiektów Gwardii, pracował też na boiskach Jagiellonii przy ul.Jurowieckiej oraz na stadionie w Zambrowie. Po przejściu na emeryturę wyprowadził się z zajmowanego wcześniej służbowego mieszkania nieopodal stadionu. Jak przyznawał, żal było patrzeć na to jak stadion upada wraz z całym białostockim sportem i tylko marnieje w oczach.

Nie zdecydował się wyjechać z Polski nawet po śmierci ukochanej żony i gdy dzieci rozjechały się po świecie. Pomimo, że urodził się na drugim krańcu Europy, że w jego żyłach krążyła gorąca, południowa krew, że temperamentem tak bardzo różnił się od spokojnych z reguły Podlasian i nie znosił naszego surowego klimatu, zdecydował się zostać białostoczaninem i pozostał nim do swego ostatniego dnia.

foto w nagłówku: Poranny.pl

RelatedPost

0 Comments Join the Conversation →


Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *