Załóżmy, że to trener Janusz Wójcik prowadził Jagiellonię podczas ostatniego meczu z Widzewem:
…albo któryś z angielskich tabloidów miał w swym stylu podsumować ostatnie występy Jagiellonii:
Krzysztof Baran – 3 mecze, 14 wpuszczonych goli. Jak można grać na tym poziomie z jednorękim bramkarzem?
…lub mógł ocenić je juror jednego z popularnych talentszołów:
…a wieść o rekordzie naszego bramkarza mogła sięgnąć tam, gdzie jeszcze nikt nie dotarł:
Ale dobra. Cóż może znaczyć kolejny krytyczny głos skierowany w stronę Krzysztofa Barana pośród bezkresnego oceanu hejtu wylewanego pod adresem naszego bramkarza?
To nie jest tak, że w kadrze ekstraklasowej drużyny ni stąd ni zowąd znalazł się potomek Nikodema Dyzmy i dzięki przekazywanej z pokolenia na pokolenie rodzinnej sztuce cwanego lawiranctwa podpisał zawodowy kontrakt i jestem pewien, że Krzysztof Baran prędzej czy później pokaże się z dużo lepszej niż ostatnio strony. Mało który bramkarz wchodzi między słupki z marszu, kariery znakomitej większości wiodących golkiperów zaczynały się od terminowania pod okiem starszych i nieco bardziej doświadczonych wyjadaczy. Facet, który ma ratować zespół w najgorszych opałach może być skocznym i wygimnastykowanym wielkoludem, ale przede wszystkim musi być pewnym siebie rutyniarzem znającym na wskroś nie tylko boiskowych partnerów, ale umiejącym też czytać w myślach przeciwników.
A Krzysiek Baran? Przyszedł do Jagiellonii aby obsadzić etat trzeciego bramkarza, grywać w rezerwach i w kajecie podkreślać wężykiem wskazówki pana majstra. Wiadomym było, że Grzegorz Sandomierski prędzej czy później wyjedzie za granicę, nikt nie mógł jednak przewidzieć, że Jakub Słowik wyjedzie …z murawy na noszach. Chcąc nie chcąc bramkarski adept musiał wyjść na boisko w roli do której jeszcze nie dorósł. Trener Szerszenowicz, oceniając kiedyś bardzo słabe występy pamiętanego wciąż na trybunach białostockiego stadionu Mirosława Dymka powiedział, że dziewczyna nie od razu staje się kobietą.
A, że pół Polski się śmieje? Więcej w tym chichocie zdrowego sarkazmu i ironii aniżeli zwykłej złośliwości. Kandydaci na astronautów też szydzili z Neila Armstronga, gdy podczas swej pierwszej próby na symulatorze kosmicznego lądownika doprowadził do jego katastrofy i katapultując się w ostatniej chwili cudem uniknął śmierci.
Był czas szydery z Roberta Matei czy Andrzeja Gołoty, teraz opowiadamy dowcipy o Krzyśku Baranie. Jutro nikt nie będzie ich pamiętał.