Skąd wracają Litwini? O obcokrajowcach w Jagiellonii cz.1

Świat z roku na rok robi się coraz mniejszy. Podróż do Londynu zajmuje dziś już tylko niewiele dłużej niż wypad do Białowieży, a z większości przejść granicznych Europie na dobre pozdejmowano już szlabany. Nie dziwi już widok obcokrajowców w ekstraklasie, nawet tych najbardziej egzotycznych. Historia zagranicznych piłkarzy na polskich boiskach jest długa i sięga jeszcze czasów międzywojennych, a do dnia dzisiejszego ich liczba zamknęła się już w granicach tysiąca. Prym wiodą gracze z Afryki, Ameryki czy Bałkanów, ale w latach głębokiego PRL nad Wisłę ściągano „zaprzyjaźnionych” Węgrów i obywateli Czechosłowacji. Największe sukcesy Jagiellonii w XXI wieku to też zasługa reprezentujących jej barwy piłkarskich obieżyświatów. Nazwiska takie jak Skerla, Hermes, Norambuena czy Bruno, przywołują w pamięci białostockich kibiców niejedno miłe wspomnienie.

Jednak nie zawsze tak było. Przez lata skład Jagiellonii tworzyli nie tyle wyłącznie Polacy, co nawet tylko piłkarze związani z Białymstokiem i jego najbliższymi okolicami. Jagiellonia stała wychowankami, o czym świadczą kolejne medale przywożone przez juniorów z mistrzostw Polski, lub kadra zespołu, który wywalczył pierwszy w historii awans do ekstraklasy w 1987 roku – złożonego tylko w niewielkim procencie z przyjezdnych. Samo zatrudnienie Janusza Wójcika, trenera „z zewnątrz”, było małą sensacją i opinie na ten temat, jak to w Białymstoku, były podzielone. Piłkarze legitymujący się innymi paszportami wydawali się w naszym „piekiełku” czystą abstrakcją, ale do czasu…

Sezon 1989/90, ekstraklasa

litwini
Valdas Kasparavicius i Algis Mackevicus

Wraz z gwizdkiem kończącym finał Pucharu Polski w 1989 skończyła się w Białymstoku pewna epoka. Na skutek kontuzji i transferów rozpadła się pamiętna drużyna. Trener Krzysztof Buliński, aby uzupełnić osłabiony zespół, zdecydował się na zaproponowany przez działaczy „wschodni zaciąg” – piłkarzy związanych z zaprzyjaźnionym Żalgirisem Wilno a występujących w Atłantasie Kłajpeda (wówczas trzeci poziom rozgrywek ZSRR). I tak, 29 lipca 1989 roku, w pierwszym składzie Jagiellonii na mecz z Zagłębiem – w I kolejce nowego sezonu – zadebiutowali  Algis Mackevicius i Valdas Kasparavicus. Byli to pierwsi wywodzący się ze Związku Sowieckiego piłkarze występujący w polskiej lidze. „Mickiewicz” wypadał nie najlepiej, rozegrał pięć meczów – do tego tylko jeden w pełnym wymiarze czasowym. Szanse na dalsze występy przekreśliła dodatkowo kontuzja. Za to Kasparavicius z miejsca stał się podstawowym zawodnikiem Jagi. Od lipca do grudnia 1989 roku zagrał we wszystkich, szesnastu meczach po dziewięćdziesiąt minut (piętnaście w lidze i jedno w Pucharze Polski) i walnie przyczynił się do zajęcia bezpiecznego, 13. miejsca w jesiennej tabeli ekstraklasy. W Jagiellonii imponował przede wszystkim świetnymi warunkami fizycznymi, opanowaniem gry i doświadczeniem. W międzyczasie w Białymstoku pojawił się jeszcze jeden były piłkarz Żalgirisu – napastnik Gintaras Kviliunas. Początek zanotował niezły, bo po trzech rozegranych spotkaniach miał już na koncie dwa trafienia. Debiutował w meczu ze Śląskiem Wrocław w czwartej kolejce, w którym ratował remis strzelając gola Adamowi Matyskowi. Kolejne trafienie zaliczył w meczu z Wisłą w szóstej kolejce i to również był gol na wagę jednego punktu. W kolejnych spotkaniach raczej zawodził. Kibice pamiętają go jako szybkiego, ale mało walecznego zawodnika o rażąco słabej skuteczności strzeleckiej. Kolejna próba reorganizacji klubowych finansów podjęta przez działaczy w przerwie zimowej zakładała rozwiązanie kontraktów z Mackieviciusem i Kviliunasem. Niestety z klubem pożegnał się także Kasparavicius, a wszyscy trzej muszkieterowie znaleźli zatrudnienie w niższej lidze niemieckiej. Najmilej pobyt w Białymsytoku wspomina dziś chyba „Mickiewicz”. Nie pograł zbyt wiele, ale dzięki żyłce do interesów i odwilży gospodarczej w PRL, dorobił się niemałej fortunki zaopatrując połowę wileńszczyzny w przywiezione z Białegostoku anteny satelitarne. Ponoć sporo z tych talerzy działa do dziś.

Runda wiosenna w wykonaniu żółto-czerwonych była jeszcze gorsza, odejście Valdasa Kasparavicusa do końca rozłożyło formacje defensywne Jagiellonii. Osłabiony zespół nie sprostał wymaganiom stawianym przez ekstraklasę i ostatecznie opuścił ją zajmując szesnaste miejsce.

Sezony 1990/91 i 1991/92, II liga*

Wschodni zaciąg z Litwy nie pomógł w utrzymaniu Jagiellonii w ligowej elicie. O powrót do niej powalczyć miał zespół wzmocniony posiłkami z Białorusi. Pozyskani z Chemika (Niemna) Grodno Sergiej Niefiodow i jego imiennik Sołodownikow udanie zaaklimatyzowali się w drużynie i stali się kluczowymi zawodnikami Jagiellonii na dłużej niż, jak w przypadku litewskich poprzedników, jedną rundę. Niefiofow spędził w Białymstoku półtorej roku, rozegrał czterdzieści cztery spotkania i zdobył jedną bramkę. Zaprezentował się jako solidny obrońca i egzekutor stałych fragementów gry. Nienajlepsze wyszkolenie techniczne nadrabiał walecznością i skutecznością w destrukcji. Sołodownikow, z krótką przerwą na powrót na Białoruś jesienią 1991 roku, reprezentował barwy Jagiellonii przez cały okres gry na zapleczu ekstraklasy, będąc podstawowym jej zawodnikiem i czołowym strzelcem II ligi – rozegrał pięćdziesiąt sześć meczów i zdobył szesnaście bramek. Występował jako napastnik, partnerując w ataku Z.Szugzdzie, Głębockiemu, Giedrojciowi czy Citce. Wiosną 1992 roku do Jagiellonii trafił kolejny Białorusin – Wiktor Sokoł. Nietuzinkowa postać i jeden z obiektywnie najlepszych piłkarzy, jacy reprezentowali Jagiellonię na przestrzeni dziejów. Przychodząc do Białegostoku najlepsze piłkarskie lata miał już dawno za sobą (trzydzieści osiem lat na karku) do tego nie zaprzątał sobie głowy wyraźnymi brakami kondycyjnymi, co nie pozwalało mu w pełni wykorzystać swego ogromnego potencjału. Jednakże wielkie doświadczenie i umiejętności techniczne wystarczyły na strzelenie aż ośmiu bramek. Kilka spotkań sam wygrywał praktycznie „na stojąco” – idealnym podaniem zmieniając losy meczu lub zdobywając punkty strzałem oddanym w zaskakujący sposób. Niejednokrotnie wręcz ośmieszał młodszych od siebie o  dwie dekady rywali. Był czymś w rodzaju wspólnego mianownika między Tomaszem Wałdochem i Marco Reichem z tych bardziej „nowożytnych” czasów. Mimo wielkich zasług, nie zdecydowano się na przedłużenie umowy z racji na podstarzały mało perspektywiczny wiek zawodnika. Szkoda, bo kilku naszych piłkarzy mogłoby się przy nim jeszcze wiele nauczyć.

1992/93, ekstraklasa

Do Siergieja Sołodownikowa dołączył kolejny druh zza wschodniej granicy – Białorusin Siergiej Jasinskij. Mimo słabych wyników osiąganych przez Jagiellonię nie został jednak ani razu sprawdzony przez trenera Grzegorza Szerszenowicza. Debiutował dopiero w dziesiątej kolejce, w przegranym 0:5 meczu z Lechem Poznań pod wodzą Mirosława Sowińskiego. Do końca rundy dołożył jeszcze trzy mecze, w których – jak cała ówczesna Jagiellonia – nie zachwycił. Podobnie jak Sołodownikow, który zupełnie zgubił formę z poprzednich sezonów i rozegrał jedynie dwa niepełne mecze, pożegnał się z białostockimi kibicami podczas zimowej przerwy

1993/94, 1994/95 – ówczesna II liga

Po hucznym spadku, w składzie drugoligowej Jagiellonii znalazło się miejsce dla Ukraińca Swiatosława Petrenki, który do Białegostoku trafił z Arki Gdynia. Zdołał wywalczyć miejsce w podstawowym składzie u trenerów Mroziewskiego i Kucharskiego, udanie występował w pomocy i obronie. Jego późniejsze notowania w Jagiellonii spadały wprost proporcjonalnie do coraz większych wpływów menadżera Waldemara Dąbrowskiego, który zdawał się ingerować w skład ustalany przez trenera Karalusa, promując w ten sposób „swoich” zawodników i podwyższając ich rynkową wartość. Odszedł z Jagiellonii zimą 1994 roku rozgrywając w sumie dwadzieścia trzy spotkania na zapleczu ekstraklasy.

1995/96, II liga

arsendrugi z lewej w rzędzie Jagiellonii – Arsen Chanamirian

O tym jak zorganizowanym i profesjonalnie zarządzanym klubem była w tym czasie Jagiellonia, świadczy historia kolejnego piłkarskiego obieżyświata, który trafił do Białegostoku jesienią 1995 roku z polecenia …Ormian – kupców handlujących na bazarze przy ulicy Jurowieckiej. Arsen Chanamirian został oddelegowany do składu na mecz z Wisłą praktycznie prosto z pociągu. Nie miał chyba nawet własnych butów do gry w piłkę, zastawił więc paszport w formie depozytu za sprzęt, który dostał w prezencie od klubu – wzbudzając tym niejako zazdrość wśród innych zawodników, zmuszonych kompletować ciuchy, buty czy inne ochraniacze (w witaminach nie wspominając) na własną rękę. Wystąpił jeszcze w kolejnym spotkaniu z Petrochemią, w międzyczasie pomieszkując wraz z żoną w …szatni hali przy Jurowieckiej, klub nie zdążył bowiem załatwić odpowiedniego lokum. Zniknął jeszcze szybciej, niż się pojawił, do tego zabierając ze sobą torbę pełną piłkarskich „gadżetów”. A paszport? Miał oprócz niego dwa inne, więc ten zdeponowany w sekretariacie, leżał w sejfie jeszcze pewnie kilka lat.

1997/98, 1998/99 – III i IV liga

Rimas Klisys
Rimas Klisys

Po rocznej przerwie, barwy Jagiellonii znów przywdziewali obcokrajowcy. Wychowankom nie udawało się spełniać pokładanych w nich nadziei, do tego sezon – z racji drastycznej reorganizacji – zapowiadał się zabójczo – do IV ligi spaść mogła bowiem nawet połowa trzecioligowców. Postawiono na sprawdzony kierunek i wzmocnień szukano w piłkarzach zza wschodniej granicy. Do Jagiellonii dołączyli Litwini Rimas Klisys i Nerijus Ciulada (Żalgiris Wilno) oraz Białorusin Dmitrij Warzow. O ostatnim wypada wspomnieć tylko ze względu na statystykę – cztery mecze, zero bramek. Ciulada rozegrał niby aż dwadzieścia pięć spotkań, ale jako napastnik nie powinien się chwalić zdobyciem zaledwie jednej bramki, nawet jeśli strzelonej takim tuzom jak WKRA Żuromin. Najlepszym wzmocnieniem okazał się Rimas Klisys – choć nominalnie obrońca – bardzo wszechstronny i skuteczny w ataku. Bardzo szybko zyskał sympatię ostatniej garstki kibiców, wciąż odwiedzającej stadion przy ul. Jurowieckiej, wpadł też w oko trenerom innych klubów. Do końca jesieni wystąpił we wszystkich siedemnastu meczach i strzelił pięć bramek. Być może gdyby nie odszedł w przerwie zimowej do Świtu Nowy Dwór Mazowiecki, Jagiellonii udałoby się wiosną uciułać kilka punktow więcej i uniknąć degradacji. W jego miejsce ściągnięto wiosną 1998 roku znanego kibicom Jagiellonii z występów w drużynie rywala zza miedzy – Hetmana Białystok – Laimonasa Bytautasa. Grywając w Hetmanie zdobywał niezłe recenzje i był wyróżniającą się postacią tego dziwnego tworu, stworzonego wówczas w większości z piłkarzy o  żółto-czerwonych korzeniach. Hetmańscy o mało nie awansowali wówczas do II ligi, w pokonanym polu pozostawiając także Jagiellonię (derby na 0:2 i 2:2 dla niebiesko-biało-czerwonych). Niestety nie nawiązał do tych tradycji gdy przyszło przywdziewać koszulkę Jagiellonii, głównie w roli rezerwowego. Rozegrał czternaście spotkań, trzy razy znalazł drogę do siatki rywali. Pozostał w Jagiellonii po spadku do IV ligi, gdzie dołożył kolejnych trzynaście meczów i dwie bramki. Napastnika bardzo dobrze zapamiętało dwóch białostockich golkiperów. Jeszcze w czasach wczesnego juniora, podczas międzynarodowego turnieju, spotkały się drużyny Jagiellonii i Alytusu. Młody Laimonas bardzo ostro sfaulował bramkarza Grzegorza Szachowicza. W bramce zastąpił go, występujący wówczas w polu, Maciej Kudrycki i od tamtej pory nie rozstawał się już z bramkarskimi rękawicami.

Sezon 2000/01 – III liga

Ostatnim zagranicznym zawodnikiem, który przywdziewał barwy Jagiellonii w XX wieku był – jakże by inaczej – Litwin, Audrius Tolis. Ściągnięty do Jagiellonii z Żargilisu Wilno niestety nie przypadł do gustu ówczesnemu szkoleniowcowi żółto-czerwonych, Tadeuszowi Gaszyńskiemu. Duży wpływ na decyzję o szybkim odesłaniu go do domu miał fakt, że do Białegostoku przyjechał z niezaleczoną kontuzją. Wystąpił tylko raz, przez pechowe trzynaście minut w spotkaniu z Wks Wieluń.

zobacz część drugą

RelatedPost

2 Comments Join the Conversation →


  1. leszek53

    jak sobie przypominam Algis w pierwszym meczu strzelil bramke – moze sie myle ale chyba nie

  2. maciek

    I kolejka – 29 lipca 1989 – Zagłębie Sosnowiec – Jagiellonia 1:1
    bramki: Czerwiec ’87 – J.Szugzda ‚4.
    żółte kartki: Wojciechowski, Mizia, Kordysz – Prabucki, J.Szugzda, Grzanka.
    sędziował: Mieczysław Piotrowski (Warszawa).
    widzów: ok. 12 000.
    Jagiellonia: Sowiński (46. Heller) – Bartnowski, Kasparavičius, Romaniuk, Cylwik – Ambrożej, Witkowski, J.Szugzda, Grzanka – Mackevičius (62. Głębocki), Prabucki (www.jagiellonia.neostrada.pl)

    Bramkę w debiucie strzelił Arsen Chanamirian w II lidze z Wisłą, pamiętam bo byłem na tym meczu 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *