Oszukali mnie!

Nic nie nobilituje piłkarza tak, jak możliwość przywdziewania koszulki z narodowym symbolem na piersi. Czy może więc być coś dlań gorszego, niż ciągły brak powołań na kolejne mecze kadry? Tak. Anulowanie zaliczonych już występów.

Jakie to uczucie, załapać się na darmową wycieczkę zorganizowaną przez PZPN, można by zapytać trzech eksjagiellończyków.

Do ekstraklasy awansował w 1992 roku jako świeżo upieczony mistrz Polski juniorów. Na najwyższym stopniu ligowej hierarchii nie pograł z Jagiellonią zbyt długo ale na przekór marnym wynikom osiąganym tego roku przez żółto-czerwonych, wespół z innymi podopiecznymi trenera Karalusa, zostawił po sobie dość dobre wrażenie. Ligowcem pełną gębą zaczął być po przejściu do Stomilu, gdy wiosną 1996 roku z marszu przebił się do wyjściowej jedenastki olsztyniaków. Mimo, że poziom polskiej ligi już wtedy osiągnął przedostatni stopień dna, nie wystarczyło jeszcze wtedy  strzelić kilka goli, bądź pięć razy z rzędu kopnąć prosto piłkę, by móc liczyć na intratny angaż zagraniczny, powołanie do reprezentacji czy chociaż zaproszenie do tańca z gwiazdami. Wielu naprawdę dobrych piłkarzy nigdy nie trafiło do kadry, bądź zaliczyło jedynie mało istotne epizody. Przykładem takiego piłkarza jest Jacek Chańko.

chanko

Z roku na rok umacniał swą pozycję w Olsztynie. Grywał głównie w środku pomocy, przez moment jako rozgrywający – choć z biegiem czasu cofał się coraz bardziej, ostatecznie lokując cztery litery na pozycji stopera. Wyrósł na solidnego ligowca, niejednokrotnie wybieranego przez dziennikarzy Piłki Nożnej czy Przeglądu Sportowego do „jedenastki kolejki” czy ogłaszany „piłkarzem miesiąca”. Niestety nie zdołał jednak nigdy przekonać do siebie Antoniego Piechniczka i Krzysztofa Pawlaka – kolejnych po 1996 roku roku selekcjonerów. Na telefon od Janusza Wójcika też czekał ponad dwa lata.

W końcu przyszło wymarzone powołanie – na wakacyjny turniej w Tajlandii. Kadra poleciała do Bangkoku w iście eksperymentalnym składzie – ale co najważniejsze, awizowana jako pierwszy garnitur drużyny narodowej. W planie dwa mecze – z Brazylią i gospodarzami bądź z reprezentacją Nowej Zelandii, w zależności od tego jak ułożą się wyniki w turniejowej drabince.

Jacek Chańko pojawił się na boisku w drugiej połowie, zmieniając w 46 minucie Mariusza Nosala, i podobnie jak inni  koledzy z boiska, niczym godnym zapamiętania się nie popisał. Polacy przegrali z Brazylijczykami 0:2 a meczu ostatecznie nie uznano za oficjalny. Mimo karkołomnych starań PZPN, brazylijska federacja wyśmiała pomysł uznania meczu amatorskiej reprezentacji jednej z brazylijskich prowincji za mecz kadry A. Legenda głosi, że sekretarz brazylijskiego PZPN-u, w oficjalnym faksie miał napisać, że równie dobrze mógłby potwierdzić, że mecz ten rozegrany został na Księżycu.

I tak Pan Jacek, mimo ośmiu długich lat, które upłynęły od debiutu w ekstraklasie, na przekór 124 meczom i 11 golom w tejże klasie rozgrywkowej i świeżo podpisanemu kontraktowi z Werderem Brema, w końcu pomimo przebycia ponad dziesięciu tysięcy kilometrów (Olsztyn – Bangkok) i rozegraniu 44 minut meczu w białej koszulce adidasa z orzełkiem na piersi, nie zdołał rozkręcić licznika swych gier w reprezentacji A. Ten wciąż pokazywał „0”.

Na szczęście federacja kraju Kiwi potraktowała turniej poważniej i kolejne spotkanie biało-czerwonych zostało uznane za oficjalne. W meczu o III miejsce Polska pokonała Nową Zelandię, Jacek Chańko rozegrał 90 minut i wykorzystał ostatnią jedenastkę, pieczętując swój pierwszy i ostatni oficjalny mecz w barwach narodowych.

Podobnego psikusa sprawili w 2013 roku szkoleniowcy Rumunii, delegując do gry w meczu z reprezentacją Polski aż ośmiu zawodników rezerwowych, haniebnie gwałcąc wytyczne FIFA, narażając się na wieczne potępienie i karę w postaci darmowych biletów na występ kabaretu OTTO unieważnienia meczu. I tak, mimo usilnych starań między innymi Jakuba Słowika i Tomasza Kupisza, miły dla oka wynik 4:1 został na zawsze wymazany z pamięci kibiców oraz piłkarskich statystyków. Decyzja FIFA musiała być bardzo trudna zwłaszcza dla młodego bramkarza Jagiellonii, któremu odebrano w ten sposób jedyny występ w dorosłej reprezentacji. A zważywszy na to, że mając dziś za rywali Wojciecha Szczęsnego, Łukasza Fabiańskiego, Przemka Tytonia czy nawet i Rafała Gikiewicza, bardzo ciężko będzie mu znów, choć na chwilę zbliżyć się do kadry. Ale bardzo mu tego wszyscy życzmy i trzymajmy kciuki. Bo to dobry bramkarz i porządny chłopak.

/podoba Ci się ten blog? kliknij w reklamkę i dorzuć parę groszy (dosłownie!) do biletu na mecz 😉

RelatedPost

3 Comments Join the Conversation →


  1. cinek

    Słowik Słowikiem ale Kupisz to myślałem, że już dawno będzie w reprze zamiast takiego Cionka drewniaka

  2. jagiellończyk

    tytuł jak z elektryka wysokich napięć 😀

  3. jurowiecka21

    @jagiellonczyk banda decydentów 😉

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *