Krajobraz po bitwie. Sezon 2002/03

O spadku do III ligi, po spędzeniu na zapleczu ekstraklasy zaledwie jednego sezonu, nie zadecydowała ostatnia kolejka i tradycyjna już niedziela cudów. To prawda, że Lech podłożył się Łodzianom z Łks-u, ale i ileż z futbolem miał wspólnego pożegnalny mecz Jagiellonii ze Świtem Nowy Dwór? Frycowe, jakie białostocki zespół zapłacił w konfrontacji z poważniejszymi ligowymi wyjadaczami obnażyło wszystkie grzechy żółto-czerwonych. Do II ligi awansowano niemal z marszu – jeszcze wczoraj biliśmy się o ligowe punkty z Bugiem Wyszków a dziś przychodziło mierzyć się choćby ze wspomnianym Lechem. Fajnie było przeżyć ten wymarzony awans i z wypiekami na twarzy pilnować miejsca na stadionie Hetmana na dwie godziny przed pierwszym gwizdkiem i poczuć namiastkę atmosfery tej „Wielkiej Jagi” o której mówili starsi kibice, a której samemu nie miało się prawa pamiętać. Niestety życie szybko zweryfikowało ułańskie zapędy, szabelka z hukiem roztrzaskała się o stalowy pancerz. Sezon 2001/2002 to pasmo porażek na boisku i poza nim. Błędy trenera – zbyt szybkie skreślenie z kadry niektórych wychowanków, nie najlepszy dobór nowych zawodników, brak doświadczenia i ogrania a przede wszystkim fatalna polityka finansowo – organizacyjna zarządu. O pięciu zdrowaśkach, w ramach pokuty, można było tylko pomarzyć – ta drugoligowa czkawka odbijać się miała przy Jurowieckiej jeszcze bardzo długo. Nawet najbardziej optymistycznie patrzący w przyszłość kibice Jagiellonii, na przednówku trzecioligowego sezonu 2002/2003 mieli prawo kręcić nosem i zadawać niewygodne pytania. Kto zostanie w kadrze? Kto ją będzie trenować? Czy Jagiellonii wystarczy kasy na bieżącą działalność?

Ratując budżet zdecydowano się nie przedłużać umowy z trenerem Łazarkiem a także z kilkoma podstawowymi, angażowanymi przez niego zawodnikami (Biedrzycki, Rzeczycki, Szarnecki, Dilys, Sorokinas, Czykier), niektórym zaproponowano ich renegocjację – w taki sposób z Białymstokiem, na dobre i na złe, związał się choćby Dariusz Łatka. Jeszcze innym dano wolną rękę w poszukiwaniu klubów i starano się pozyskać w ten sposób ewentualny ekwiwalent – Łągiewka wyjechał zagranicę, w Łodzi swego szczęścia szukali Grad, Żuberek (Łks), Kobeszko i Chrobot (Widzew) a Kulig testowany był przez tydzień we wronieckiej Amice, ale jak dobrze pamiętamy wszyscy oprócz Grada wrócili do Białegostoku albo nie zdając testów, albo w skutek zbyt wygórowanej ceny postawionej przez zarząd Jagiellonii. Do składu powrócili dobrze znani i lubiani przez kibiców, a skreśleni przez Wojciecha Łazarka – Speichler, Szugzda i Tupalski. Nie było za to zbyt wielu chętnych na posadę trenera. Mówiło się o tym, że schedę po „Baryle” przejąć ma nawet sam prezes Mojsiuszko. Nie było to jednak konieczne, bo po raz trzeci w swej karierze, na trenerskiej ławce Jagiellonii zasiadł Witold Mroziewski i miał do dyspozycji niezłą, jak na III ligę, pakę. Co warto zapamiętać, Jagiellonia trenera Mroziewskiego była, już chyba ostatnią drużyną białostocką – nie tylko z nazwy.

Jagiellonia - Legionovia i 3:1 "na luzie" Jagiellonia – Legionovia i 3:1 „na luzie”

Udzielając wywiadów, na początku jak i w trakcie sezonu, trener lawirował jak mógł aby nie odpowiadać na pytania dotyczące powrotu na zaplecze ekstraklasy. Wiedział o możliwościach drzemiących w jego drużynie, ale doskonale też zdawał sobie sprawę, że organizacyjnie Jagiellonia była kolosem na glinianych nogach. Wyniki osiągane w sparingach napawały optymizmem, ale pierwszym prawdziwym sprawdzianem miała być pucharowa potyczka z opolską Odrą, wygrana przy ul.Jurowieckiej 3:0. Potem pierwsze śliwki – robaczywki, czyli porażka z beniaminkiem w Grajewie 0:1 na inaugurację i powrót na właściwe tory – 7:1 w drugiej kolejce w Białymstoku ze Zniczem Pruszków, a po pokonaniu rezerw warszawskiej Polonii w 7 kolejce nawet objęcie prowadzenia w ligowej tabeli. Niestety gorsza forma na zakończenie roku przyniosła porażki z Olimpią/Polonią Elbląg – 0:2 i Legionovią 0:1. Zimować przyszło na ostatnim miejscu podium – tradycyjnie już zresztą, za plecami warszawskiej Gwardii na pierwszym i o dziwo Warmii Grajewo na drugim miejscu. Wyniki sportowe nie były najgorsze a gra zespołu napawała optymizmem. Jagiellonia wciąż była stawiana jako jeden z głównych kandydatów do awansu.

Niestety organizacyjnie i finansowo na klubie wciąż ciążył nieprzygotowany i nieprzemyślany awans do II ligi z poprzedniego roku. Listy zobowiązań nie udawało się redukować a kasa z Canal+ szybko się skończyła. Zarząd pod wodzą Mirosława Mojsiuszki nie potrafił znaleźć wyjścia z kryzysu. Sejf, o ile ktoś go przypadkiem znowu nie ukradł, świecił pustkami. Klub tonął w długach. Zawodnicy zdążyli się już wręcz przyzwyczaić do zaległości w wypłatach, paradoksalnie samemu się do tego przyczyniając – do debetu na koncie dokładając premie za kolejne zwycięstwa.  Zła sytuacja konsolidowała piłkarzy, którzy wspierali się pożyczając sobie wzajemnie jakieś drobne kwoty. To była drużyna, nie zlepek przypadkowych piłkarzy.

Zimą atmosfera w szatni osiągnęła jednak temperaturę wrzenia i piłkarze odmówili wzięcia udziału w przygotowaniach do rundy rewanżowej. Strajk pociągnął za sobą zmiany we władzach spółki – Mirosława Mojsiuszkę zastąpił Dariusz Ciszewski. Nie rządził długo, bo tylko trzy miesiące, ale jasno określił drogę, dzięki której klub miał wyjść na prostą. Zainicjował pierwsze, bardzo ważne zmiany. Nakłonił akcjonariuszy do wykreślenia członu Wersal Podlaski z oficjalnej nazwy klubu i powrotu do tradycyjnego herbu, jednocześnie przekonał ich do dalszego wspierania finansowego. Wdrożył plan restrukturyzacji zadłużenia z 1,5 mln do ok 700 tysięcy. W przeciwieństwie do poprzedniej ekipy, która problemy zwykła zmiatać pod dywan, postanowił mówić o nich głośno – nawiązać dialog z władzami miasta, zaprosić do współpracy przedstawicieli lokalnego biznesu. Wyczerpując wachlarz pomysłów i możliwości, ustąpił miejsca Lechowi Rutkowskiemu, byłemu prezydentowi Białegostoku. Co ciekawe, niezależnie od okoliczności, wiceprezesem pozostawał wciąż Stanisław Bańkowski. Pole manewru nowego prezesa skurczyło się gdy ZUS i Urząd Skarbowy zablokował konta spółki. Dochody z biletów czy wpływy z bazaru na stadionie przejmował fiskus – piłkarzy znów odcięto od gotówki. „Gramy za darmo” napisali na koszulkach przed meczem z Mazowszem Grójec. Po spotkaniu ujście frustracji znaleźli też kibice, przeprowadzając szturm na siedzibę klubu i domagając się zmian w iście kosynierski sposób.

I gdy wydawało się, że sytuację uratować może tylko kontrowersyjny pomysł na sprzedaż boiska bocznego pod budowę sklepu sieci Lidl, właściciele trzech białostockich spółek – MTC, BOS i HAVO, zdecydowali się „wejść” w Jagiellonię. Spłacili zadłużenie i odkupili znaczną część udziałów – najpierw od Wersalu, później od BKS – całkowicie wypierając go ze spółki. Wiosną białostocka drużyna nie zanotowała żadnej porażki, wygrywając 11 i remisując 4 mecze. Zwieńczeniem trudnego roku był mecz ze Stalą Głowno, wygrany przez Jagiellonię 3:0 po golach Wojtka Kobeszki i Łukasza Tyczkowskiego.

Jagiellonia - Stal Głowno 3:0 Po meczu ze Stalą kibice znów stracili głowy dla swej drużyny, a piłkarze stracili swe koszulki

Na trzy kolejki przed końcem sezonu Jagiellończycy zapewnili sobie awans do II ligi. Cel postawiony przez nowych właścicieli był jasny – wypaść lepiej, niż przed rokiem. Nie szorować tyłkiem dna tabeli i spaść po jednym sezonie, ale zadomowić się w II lidze na tyle długo, aby myśleć o kolejnym kroku, jakim byłby awans do ekstraklasy. Nauczeni doświadczeniem kibice patrzyli na te deklaracje z rezerwą, ale też i wielką wiarą, że oto idzie nowe. Lepsze.

2002-2003

2002-2003-kadraŻółto-czerwone barwy reprezentowało łącznie 23 zawodników, w zdecydowanej większości piłkarzy pochodzących z Białegostoku lub w innym stopniu związanych z regionem, wyjątek od tej regułu stanowili jedynie Kulig, Łatka i Żuberek.

Wojciech Kobeszko, z 23 bramkami na koncie został królem strzelców III ligi, wespół z Przemysławem Kuligiem rozegrali też wszystkie mecze.

W sezonie 2002/03 Jagiellończycy wystąpili zarówno w regionalnej, jak i centralnej drabince Pucharu Polski. W pierwszej dotarli aż do finału, pokonując w nim Hetmana Białystok. W rozgrywkach ogólnopolskich pokonali Odrę Opolę w rundzie wstępnej i Lewart Lubartów w pierwszej. W 1/16 finału los skojarzył Białostoczan z Widzewem. Łodzianie z Franciszkiem Smudą u steru ostatecznie pokonali żółto-czerwonych 2-1.

Tekst ukazał się w trzecim numerze magazynu Ultra.

RelatedPost

0 Comments Join the Conversation →


Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *